Galeria przy ul. Mariackiej 46/47 w Gdańsku

czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-17.00

Galeria ul. Mariacka

Z Katarzyną Łukasik o papierowym wizerunku rozmawia Ida Łotocka-Huelle

27 października 2017 r.


I.Ł. Jaka jest historia pani peregrynacji artystycznych?

K.Ł. Dość nietypowa. Do Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku dotarłam drogą okrężną, przez Łódź, gdzie kończyłam studia i Kraków, w którym robiłam doktorat. Najważniejsze punkty na tej drodze to dyplom z fotografii, który uzyskałam u prof. Grzegorza Przyborka oraz aneks z grafiki u prof. Andrzeja Smoczyńskiego.

I.Ł. Prace w naszej galerii na wystawie zatytułowanej „Kobiety”, w jakiej technice są wykonane?

K.Ł. Serigrafii, czyli sitodruku.

I.Ł. Szlachetna, klasyczna technika. Nie korzysta pani z komputera?

K.Ł. W pewnym stopniu tak. Korzystam z fotografii przygotowywanej komputerowo, ale potem następuje etap drukowania, które wykonuje się ręcznie.

I.Ł. Inspiracją są kobiety, a właściwie ich twarze.

K.Ł. W ostatnich pracach tak, ale generalnie moje projekty dotyczą problemów społecznych inspirowanych codziennością. Pomysł najnowszego cyklu grafik wziął się z przeglądania czasopism i zawartych w nich reklam. Wszystkie bez wyjątku przedstawiają kobiety, które nie istnieją naprawdę: idealne, wymuskane, bez mikroskopijnych nawet zmarszczek i wad wizerunku. Kobiety bez wieku i mimiki. To nierealna bajka stworzona przez programy komputerowe służące oddaleniu prawdy od rzeczywistości. Sama mam córkę i wiem, jaki jest z tym problem, czym te wizerunki skutkują w psychice nastolatek, jak się nimi przejmują, jak ważne jest postrzeganie wyglądu przez środowisko koleżanek. Postanowiłam wybrać te piękne twarze i zwrócić uwagę na to, że one też podlegają zmianom. Jak wszystko.

I.Ł. Stworzyć kobietę ze skazą?

K.Ł. Nie chciałam ich oszpecić, nie o to mi chodziło. Uderzyło mnie, że ta kartka papieru w gazecie, a konkretnie jej istnienie, jest tak tymczasowe i krótkie. Potraktowałam więc je jako metaforę życia. Młodość przemija i nie powinna być najważniejsza, utrwalona jako wzorcowa forma istnienia. Nie powinniśmy karmić się bajkami, że powinniśmy być wiecznie młodzi i nieskazitelni. Wystarczy tylko trochę zagnieść kartkę i twarz się zmienia. Czar nieskazitelności pryska, a mit o wiecznej młodości okazuje się iluzją.

I.Ł. Czyli zrobiła pani pewien formalny zabieg, którego efekt polega na tym, że ta twarz przestała przynależeć do kobiety, a stała się przynależna do kartki papieru do medium, do nośnika.

K.Ł. Tak, dokładnie i razem z nią się dezaktualizuje, traci ważność.

I.Ł. To problem nie tylko idealnego piękna, ale wizerunku we współczesności w ogóle.

K.Ł. To również problem negatywnie postrzeganej starości. Celebryci nieustannie się odmładzają, już nie tylko po to, aby nie stracić na atrakcyjności ale zachować aktualność, być ciągle w obiegu popularności.

I.Ł. To tak jakby starość nie miała wartości estetycznej. A przecież ma, tylko odmienną.

K.Ł. Życie jest piękne w całości, trzeba tylko mieć szacunek do zmian. Stąd właśnie pomysł na te prace, na odmienienie wizerunku.

I.Ł. Już wiemy skąd wynika ten rys, który nadaje pani twarzom i czyni z nich metaforę, ale ja widzę tu jeszcze inną metaforyczność - antycypację losu wizerunku. To co zrobiła pani – artystka z idealnym wizerunkiem na papierze, to samo z twarzą zrobi biologia.

K.Ł. Być może teraz już tak wyglądają, tylko są technicznie wygładzone, są efektem komputerowej obróbki.

I.Ł. Podobno teraz wprowadzono obowiązek adnotacji na zdjęciach o dokonaniu takiej obróbki, w trosce o kruchą psychikę nastolatek.

K.Ł. To może uwolni je od samokrytycyzmu.

I.Ł. W niektórych pracach umieszczone są znaki sugerujące jakiś tekst, litery. Mimo, że są potraktowane abstrakcyjnie, sugerują jakiś dodatkowy kod. Twarz naznaczona jest dodatkową informacją.

K.Ł. Tak. Przekazem jest również kontakt wzrokowy. Modelki skupiają w ten sposób uwagę czytelnika, zachęcając go do kupowania biżuterii, drogich zegarków, czy innych dóbr.

I.Ł. W powiększeniu spojrzenie wydaje się jeszcze intensywniejsze. Wzrok chce coś więcej powiedzieć niż wskazuje twarz.

K.Ł. Decyduje o tym skala, ona zmienia cały wizerunek. Twarze są w moich pracach ciasno wykadrowane. Inaczej oczywiście wyglądały na reklamach.

I.Ł. Kadr zawiera elementy, które mówią w sensie dosłownym: oczy i usta, a mimo to starczyło formy, by niektóre wyglądały jak piękne rzeźby.

K.Ł. To zasługa niezwykłej delikatności kartki papieru, którą wystarczyło tylko lekko zagiąć, aby pojawiła się przestrzeń. W życiu jest podobnie. Człowiek przenika się z przestrzenią.

Już same tła, na które nanosiłam wizerunki starałam się jakoś zadrażnić, zarysować, zmienić, aby nadać im nowej jakości.

I.Ł. Jak wygląda techniczne przygotowanie takiego tła?

K.Ł. To było bardzo spontaniczne. Wielokrotnie naświetlałam stare niewykorzystane wydarte skrawki papieru. Kolory, które były zbyt ostre przykryłam białą, mocno transparentna farbą, aby nie zdominowały rysów twarzy.

I.Ł. Na wystawie prezentuje pani również cykl prac o przekazie bardziej ilustracyjnym. Zestawienie ekspresyjnych twarzy z wypowiadana przez nie kwestią na zasadzie kontrastu. Tekst jest tu w sprzeczności z emocją malująca się na twarzy.

K.Ł. Ponieważ długo dojeżdżałam do Gdańska z Łodzi, wiele czasu spędzałam w autobusie i w podróży oglądałam seriale. Te prace to kadry z filmów z wypowiadanymi przez bohaterki kwestiami. Wyrwane z kontekstu, zamknięte w stopklatce przemawiają uniwersalnie. Te prace są trochę starsze. Cykl rozpoczęłam w 2015r. Początkowo traktowałam je jako graficzny żart. Niespodziewanie okazały się aktualne, współczesne i nośne. Wiele osób, które widziały te prace na wystawie, z konkretnymi, wybranymi przez siebie się identyfikowało. Każdy ma inne spojrzenie na co innego zwracał uwagę, co innego do niego przemawiało, było odzwierciedleniem jego emocji czy opinii.

I.Ł. Do mnie np. przemawia najbardziej: „Jest wielu idiotów żyjących pełnym, wydajnym życiem”. To rzeczywiście uniwersalne, widoczne na każdym kroku. Metodą twórcza w tych pracach jest kontrast, odwrócenie sensu, jak np. stwierdzenie „Można się ze sobą nie zgadzać i spokojnie sobie żyć” - skąpane we krwi. Ujawnia się tu pani zacięcie społeczne.

K.Ł. Od zawsze mam potrzebę, żeby to co robię było o czymś, o czymś ważnym dla innych. Kiedyś oczywiście marzyłam, aby zmieniało świat. Tego złudzenia teraz już nie mam.

W 2008 roku robiłam projekt, w którym fotografowałam śpiących bezdomnych w Łodzi i Paryżu. Chciałam mówić o problemie, chciałam go pokazać, nie dopuścić, aby można go było wyprzeć, pominąć, by nie opuszczać strefy komfortu. Moim celem było przywrócenie tych ludzi do społecznego życia, choć oni często nie są w stanie i nie chcą funkcjonować tak jak my. Chciałam jednak, żeby wśród nas byli. Wycinałam postaci ze zdjęciowych ujęć, powiększałam. W tamtym projekcie nie uwzględniałam twarzy.

I.Ł. Jak widać, pani twórczość nie jest kobieca.

K.Ł. Jasne, że nie i nie znoszę być tak szufladkowana. Temat spada na mnie znienacka, drążę go, póki go nie zamknę. Teraz akurat urzekły mnie kobiety i nieadekwatność ich wizerunku do rzeczywistości.

I.Ł. Bardzo dziękuję za rozmowę.

DMC Firewall is a Joomla Security extension!