Galeria przy ul. Mariackiej 46/47 w Gdańsku

czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-17.00

Galeria ul. Mariacka

Alojzy Michalak, „Chopin, kwiaty i… niepodległość” medaliony, malarstwo Galeria ZPAP w Gdańsku, ul. Mariacka 46/47, 30.07.2018-29.08.2018

Grażyna Tomaszewska-Sobko: Skończył Pan studia w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Jak się Pan znalazł w Gdańsku?

Alojzy Michalak: Mój wujek był przed wojną w Gdańsku i zachwycił się tym miastem. Sprezentował mi album Kilarskiego „Piękno Polski” i w tej książce przedstawiony był Gdańsk. Wspaniałe miasto. Po wojnie, kiedy pokazywano w kronikach filmowych zniszczenie Gdańska postanowiłem przyjechać do tego miasta mimo alternatywy jaką była Warszawa, gdzie w pracowni profesora Bogusławskiego odbywałem praktykę dyplomową. Z wielkim żalem zostawiłem rodziców i z żoną przyjechaliśmy do Gdańska.

G.T.-S.: Trafił Pan do Gdańska w roku 1954 i zajmował się  projektowaniem rekonstrukcji, rewaloryzacją zabytkowej części Starego Miasta i elewacją przedproży. Jak wyglądała praca przy tych rekonstrukcjach?

A.M.: Zanim przyjechałem do Gdańska złożyłem ofertę do Miasto Projekt Gdańsk i ta instytucja odpowiedziała mi, że zaprasza i zapewnia mieszkanie. Później okazało się, że było to mieszkanie w Wejherowie i z tego Wejherowa dojeżdżałem towarowymi ciuchciami do Gdańska. Dopiero pół roku później dostaliśmy kawalerkę na Oruni. Pokój przy rodzinie. Teraz jak patrzy się na tak zwanych „budowlańców”, to mają odzież ochronną, kaski, a wówczas nic. Z Jasiem Kromanem, kierownikiem zespołu wchodziliśmy w ruiny, piwnice. Szczyty jeszcze stały. Straż pożarna nie zdążyła jeszcze wszystkich uporządkować i zabezpieczyć.  A jak wiały silne wiatry, to jak człowiek popatrzył na górę, to można było zauważyć, że one się kołyszą. No ale robiliśmy inwentaryzację np. piwnic i fundamentów. Później robiliśmy inwentaryzację rysunkową i przekazywaliśmy do realizacji. Na tych fundamentach inżynierowie stawiali mury, a my robiliśmy elewację. Ale zanim do tego doszło, musiałem zdać swego rodzaju egzamin u Jasia Kromana. Dał mi przedwojenną, rozmytą fotografię przedproża i kazał na podstawie tego zdjęcia zrobić rysunek roboczy dla rzeźbiarzy w skali 1:1. Była to jakaś scenka rodzajowa z łabędziami. Piękna. Na szczęście egzamin wypadł pomyślnie. Pytała pani o Gdańsk. Jak się przyjechało na dworzec do Gdańska to pierwsze co się  widziało to rumowiska. Tam gdzie teraz jest hotel i kino Krewetka były tylko fragmenty domów i rumowiska.

G.T.-S.: Oprócz prac rekonstrukcyjnych zajmował się Pan również grafiką, plakatem i medalierstwem.  Czy była to prosta droga od przedproży i rekonstrukcji?

A.M.: Nie był to rodzaj zdobywania doświadczenia, ale fatalne finanse i bieda. Chińskie porzekadło „miskę ryżu i kijem po krzyżu” było wówczas bardzo aktualne. Od starszych kolegów dowiedziałem się, że istnieje Pracownia Sztuk Plastycznych. Pracy tam nie było, ale każdy  przynosił  swoje zlecenie. Chodziło się od firmy do firmy z ofertą prac plastycznych. Było to projektowanie etykiet czy ekspozycji później pojawiły się propozycje związane z medalierstwem. Myślę, że przypadek rządzi naszym życiem.

G.T.-S.: Jacy artyści Pana inspirowali i byli dla Pana wzorem?

A.M.: W czasie odbudowy Gdańska spotkałem się z Hanną i Jackiem Żuławskimi. Była tu zresztą cała plejada artystów z ogromnym bagażem twórczym. Ale podziwiałem ich niejako fizycznie, ich obecność. Ale nie było możliwości aby oglądać ich prace. Nie były to czasy na ekspozycję. Zwłaszcza malarze byli zbuntowani przeciwko sytuacji finansowej w jakiej się znajdowali ale i przeciw temu jak wysokie partyjne władze traktowały sztuki piękne. Efektem tego buntu była między innymi wystawa w CBWA w Sopocie na przełomie lat 50. i 60. Jeden z artystów, był to zdaje się Henryk Mądrawski namalował ogromny akt kobiecy w bardzo prowokacyjnej pozie, wyeksponowany zresztą na samo wejście. Skończyło się to oczywiście skandalem. Ale wracając do pytania to inspirowali mnie artyści tacy jak wspomniany Henryk Mądrawski, Zdzisław Kałędkiewicz czy Ryszard Stryjec. Ale to już po opuszczeniu przeze mnie Miasto Projektu, gdzie moja praca była można powiedzieć czysto techniczna, związana z architekturą. Natomiast z czasów poznańskich  wspominam malarza Stanisława Szczepańskiego, artystę o bardzo wysokiej kulturze osobistej, czy Stanisława Teisseyre'a, który później był rektorem w Gdańsku. Z rzeźbiarzy był to Marian Wnuk i Alfred Wiśniewski. Imponowali mi również starsi koledzy. Kilku z nich jest notowanych w annałach sztuki dosyć wysoko. Z rzeźby to Józek Stasiński i Mieczysław Welter. Z architektury to Lenartowicz, Klimek i Barbara Kozłowska-Machowska.

G.T.-S.: Projektował Pan medale i plakaty. Jest to forma sztuki związana z zamówieniami, ale czy tworzył Pan również poza zleceniami, tylko z wewnętrznej potrzeby, dla siebie.

A.M.: Moje życie mógłbym podzielić na dwie części. Te w której dominowały obowiązki rodzinne i te związane już z wiekiem, kiedy mogłem sobie pozwolić na myślenie bardziej abstrakcyjne. Ktoś powiedział że życie zaczyna się od siedemdziesiątki. W medalierstwie odkryłem inny świat. Odkryłem, że kiedyś robiono medale z ostrym rysunkiem, z głębią oczywiście, która była wycięta ostrym kontrastem rysunkowym. Przez studiowanie i obserwacje doszedłem do wniosku, że w metalu można oddać walory niemal malarskie. Odkryłem że można w medalierstwie rzeźbić swobodnie. Wtedy zaczęła się dla mnie zabawa. Wracając do Pani pytania kiedy zacząłem tworzyć dla siebie, to właśnie od tego momentu. Poza zleceniami wypowiadałem się również w medalierstwie. Często w podróż brałem ze sobą krążki gipsu i rzeźbiłem w nich swoje impresje.

G.T.-S.: Zajmował się Pan również pracą pedagogiczną. Jaka była najważniejsza rzecz, którą starał się Pan przekazać swoim uczniom?

A.M.: Po zakończeniu odbudowy centrum Gdańska, zostałem pedagogiem. Kiedy przekraczałem po raz pierwszy próg klasy miałem serce na ramieniu oraz niesamowitą tremę. Z biegiem czasu przełamałem ją. Zaczęliśmy od rysunku i malarstwa. Wychodziliśmy na zewnątrz szkoły, na ulicę Ogarną i rysowaliśmy starówkę. Uczniom starałem się w prosty sposób przekazać wiedzę o kolorze za pomocą ćwiczeń, obserwacji i historii sztuki. Z zebranych przeze mnie prac dziecięcych zorganizowałem kilka wystaw w Dworze Artusa. Organizowałem również konkursy malarskie. Udawało mi się wówczas zdobywać ciekawe nagrody od firm z którymi współpracowałem jako plastyk. Były to albumy czy aparaty fotograficzne. Dzięki temu zaczęto inaczej patrzeć na zajęcia plastyczne w szkole, które do tej pory były uważane za nie do końca potrzebne.

G.T.-S.: Na zakończenie zadam tradycyjne pytanie o plany na przyszłość.

A.M.: Czasu cofnąć nie można, ale te 10 lat by się jeszcze przydało. Byłyby zapełnione pracą. Chciałbym zrealizować przynajmniej cztery tematy malarskie. Marzyłaby mi się również realizacja większej rzeźby, ale to tylko strefa marzeń. Zamierzam też po wystawie zrealizować pomnik na grobie rodziców. Dodam że ojciec był powstańcem wielkopolskim.

G.T.-S.: Zatem życzę  jeszcze wielu, wielu lat pracy twórczej i energii, której można Panu tylko pozazdrościć.

Gdańsk 30.07.2018

Our website is protected by DMC Firewall!