Galeria przy ul. Mariackiej 46/47 w Gdańsku

czynna od poniedziałku do piątku w godzinach 11.00-17.00

Galeria ul. Mariacka

Benedykt Kroplewski, malarstwo, rysunek. Galeria ZPAP Okręgu Gdańskiego, ul. Mariacka 46/47, 18.02.2019 – 20.03.2019

18.02.2019 r.


Grażyna Tomaszewska-Sobko: Zazwyczaj na początku rozmowy pytam o rodzaje inspiracji jakie towarzyszą artyście. Jeżeli chodzi o nastrój, Twoje prace kojarzą mi się z obrazami Henryka Wańka, ale bez tej ezoterycznej emanacji. W Twoich pracach również dominuje pewien metafizyczny spokój, mimo że są przepełnione ruchem, co też stanowi swoisty paradoks.

Benedykt Kroplewski: Z Henrykiem Wańkiem znamy się bardzo dobrze. Byliśmy „w grupie 6-ciu”, która powstała w Berlinie Zachodnim. Jej inspiratorką była Helena Bohle-Szacki. Do grupy należał jak już wspomniałem Henryk Waniek, z Litwy Dubauskas i Antonas Obcauskas, a także profesor Janusz Debis i ja. Wystawialiśmy wspólnie np. przy Teatrze Szajny, stąd być może te inspiracje. Może podobna jest ta malarska strona, niż to co opowiadam. Gros moich prac to prace plenerowe. Jeżdżę na 8-10 plenerów rocznie. Nie tylko w Polsce, ale i Armenii, Grecji itd.

G.T.-S.: No właśnie, patrząc na Twoje obrazy próbowałam je jakoś przyporządkować krajobrazowo, ale poza Żuławami nie udało mi się to.

B.K.: Żuławy to płaska ziemia. Jak wyglądam przez okno widzę Zalew Wiślany. Dodam, że mieszkam w Malborku, a Żuławy Malborskie są bardzo ciekawe. Nazywane są obecnie Żuławami Królewskimi. Ten teren jest rzeczywiście dla mnie bardzo ważny. Tam się urodziłem. Zachwyca mnie tamtejsza architektura ceglana, architektura pomennonicka, domy szachulcowe, czy domy podcieniowe i wiatraki. Dlatego w mojej twórczości oprócz tego pejzażowego zachwytu mam również dwóch bohaterów: Ikara i Don Kichota. Mam też np. Don Kichota żuławskiego. Nawet chciałem zatytułować tę wystawę „Od Ikara do Don Kichota”, czyli od marzeń do zwątpienia. Na Żuławach jednak ten Don Kichot wyciął prawie wszystkie wiatraki. Było dwieście, a zostały zaledwie trzy. A Ikar po raz pierwszy powstał na wspólnej ze Szwedami wystawie tematycznej w Galerii EL. Później, po tragedii na World Trade Center zrobiłem formy przestrzenne obrazujące zderzenie tego ikarowego tworu. Na wystawie, na jednej z prac, pojawia się też Ikar, osioł i Dedal. Zastanawiałem się nad uporem Ikara i nad tym, że nie słuchamy autorytetów.

G.T.-S.: Właśnie, jest to przecież mit opowiadający o ludzkiej pysze. W cyklu „Tęczowe krajobrazy” nie da się nie zauważyć odniesienia do kalendarza braci Limbourg.

B.K.: Tak, jest to podobieństwo, ale nie korzystałem z niego. Oczywiście znałem tę pracę, ale u mnie ta tęczowość ma symbolizować bramę. Jeździłem kiedyś na plenery do Białowieży. Był to czas komuny i granice były wtedy zamknięte. Raz na dwa tygodnie rodziny białoruskie mogły odwiedzać swoich krewnych po stronie polskiej i na odwrót, polskie rodziny mogły odwiedzać swoich po stronie białoruskiej. Chciałem w sposób symboliczny otworzyć granice dla tych rodzin. Poczułem coś w rodzaju buntu przeciw temu barbarzyńskiemu, stalinowskiemu pomysłowi, który dzielił rodziny. Namalowałem więc łuk, jako bramę wolności. To było powodem powstania tych obrazów. A dlaczego są one tak podobne do kalendarza? Będąc w tym rejonie kilkukrotnie zetknąłem się z ceglaną cerkwią. W środku zobaczyłem ikonostas i to on stał się moją inspiracją do obrazów tego cyklu. Stąd ta brama. Chodziło mi o przedstawienie idei wolności. Teraz na szczęście możemy jeździć po całym świecie, ale kiedyś byliśmy uzależnieni od komunistycznych służb.

G.T.-S.: Mówiliśmy o tym, że Twoje prace jednocześnie emanują spokojem mimo wibrującego na nich ruchu. Opowiedz, co się tam tak naprawdę dzieje.

B.K.: W swoich obrazach stosuję perspektywę teatralną. Dla mnie jest to kawałek teatru. Za jakimś fragmentem pejzażu jest kolejny i kolejny. Kiedy nie miałem jeszcze aparatu fotograficznego wspinałem się ze szkicownikiem, rysowałem i wspinałem się na następną górę i tak dalej. Potem pokazywałem na obrazie te wszystkie kulisowe rzeczy, które się tam działy. Dlatego powstawały długie opowieści o tym pejzażu. Że tam rolnik mieszka, a tutaj jest kościół i tak dalej. Czasami pojawiają się tam dziwne postacie, czy jakieś stwory mitologiczne, czy  chłop, który gra na trąbce i kobieta z którą sobie latają czy też anioły, albo pojawia się czasem oracz. Szukam detali. One bardzo dużo mówią.

G.T.-S.: Na wystawie pojawiają się też rysunki i grafiki. Wydaje mi się, że one trochę różnią się od Twojego malarstwa. Tak jakbyś podążał trochę bardziej w stronę metafizyczno-ezoteryczną.

B.K.: Symboliczna i metaforyczna strefa życia bardzo mnie inspiruje, tak że można to znaleźć w moich pracach. Kiedy urodziła mi się córka, ze względu na szkodliwość przez pewien czas nie mogłem malować olejami i wtedy wziąłem piórko, malowałem gwasze i akwarele. W tym czasie powstało takich prac „miliony”.

G.T-.S.: A jak to się stało, że w ogóle zacząłeś malować?

B.K.: Jestem dobrym matematykiem. Uczył mnie uczeń profesora Banacha. Zdałem na elektronikę do Państwowej Szkoły Technicznej przy Technikum Łączności w Gdańsku, po czym zabrali mnie do wojska. Później pracując w zawodzie stwierdziłem, że jesteśmy tak technologicznie zapóźnieni, że przestało mnie to interesować. Wtedy postanowiłem startować do PWSSP w Gdańsku. Po kilku próbach dostałem się na grafikę. Uprawiałem po tym ilustracje i projektowanie plakatów. Nastał jednak taki czas, że popyt na plakaty mocno się zredukował. Mieszkałem wówczas we Wrocławiu. To właśnie tam zacząłem malować pejzaże. Opanowałem przypisane tej tematyce technologie i techniki. Traktowałem to bardzo poważnie i „siedzę w tym” do tej pory.

G.T.-S.: Na wystawie możemy zobaczyć również tajemnicze prace powstałe gdzieś na rubieżach Azji.

B.K.: Tak, powstały wówczas cztery rysunki, które zrobiłem w Nepalu. W Pokharze zrobiłem wystawę akwareli, które tam namalowałem. Mieszkaliśmy z synem u angielskiego pilota ożenionego z Nepalką. W tym czasie zajmowałem się zwiedzaniem, malowaniem i rysowaniem. Do kraju mogłem przewieźć tylko te rysunki.

G.T.-S.: Dokąd zamierzasz teraz wyjechać?

B.K.: Na początku marca jadę do Holandii, dokładnie do Amsterdamu. A w Polsce czeka mnie kilka plenerów, np. w Pstrągowej koło Wielopola, gdzie urodził się Kantor,  Osiekach koło Koszalina, później koło Starego Sącza i w bazie harcerskiej „Perkoz” za Olsztynkiem, a także na zamku w Czernej.

G.T.-S.: Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci wspaniałych pobytów na tych plenerach malarskich i oczywiście, co za tym idzie, wspaniałych kolejnych wystaw.

Gdańsk 18 lutego 2019

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd