Ryszard Grodnicki, „W strefie kolorów”, malarstwo, od 25 czerwca do 25 lipca 2018 / Galera ZPAP w Gdańsku, ul. Mariacka 46/47

 

25 czerwca 2018 r.

Grażyna Tomaszewska-Sobko – Na początek naszej rozmowy chciałabym, aby wprowadził nas Pan bardziej w kwestię tytułowego koloru, który jest na tej wystawie z pewnością swoistą dominantą.

Ryszard Grodnicki – Pominąłem kwestię kompozycji , formy i skoncentrowałem się na kolorze. Nie ma co mówić o kompozycji, ani o tematach prac. Tytuły prac, które widnieją na podpisach są tylko pewnego rodzaju prowokacją. Tytuły są zazwyczaj bardziej poetyckie, albo bardziej prozaiczne. Widz sam musi się zmierzyć z tym co widzi. Na tym chyba polega malarstwo, aby po prostu działać na widza, ewentualnie na stwarzaniu relacji. Zwłaszcza dotyczy to instalacji artystycznych.

G.T.S. – Poza malarstwem interesował się Pan również innymi dziedzinami sztuki: filmem, fotografią, teatrem, poezją, i to z sukcesami.

R.G. – Na początku swojej drogi artystycznej szukałem różnych kierunków twórczości. Pojawił się film. Robiłem filmy krótkometrażowe na taśmie 16mm. Działo się to w piwnicach „Żaka” (wówczas Klub Studentów Wybrzeża Żak – przyp. G.T.S.). Jeden z filmów zdobył brązowy medal w 1976 roku na ogólnoświatowym Festiwalu w Baden w Austrii. Był to film pod tytułem „Śniadanie”. Należałem również do Gdańskiego Towarzystwa Fotograficznego. Robiłem fotografie dość abstrakcyjne. Zatytułowałem je „Destrukcje”. Fotografowałem akty, z których fragmentów potem powstawały tak jak już mówiłem abstrakcyjne kompozycje. Jeżeli chodzi o teatr, to miałem bardzo dobre relacje. Moja babcia Helena Sokołowska była aktorką. Przed wojną grała w teatrach warszawskich, a po wojnie na Wybrzeżu. Bardzo chciała bym został aktorem. Szybko jednak zorientowałem się, że aktorstwo to praca zespołowa. Już wtedy doszedłem do wniosku, że największą niezależność twórczą daje poezja i malarstwo.

G.T.S. – Wracając do malarstwa, można zauważyć że maluje Pan cyklami. Cykle te diametralnie różnią się od siebie, oprócz tematyki różnią się przede wszystkim sposobem malowania. Czasem nawet trudno się domyślić, że są to prace jednego artysty. Co powoduje tak odmienne traktowanie technik malarskich?

R.G. – Zaraz po skończeniu uczelni porzuciłem moje eksperymenty przestrzenne i postanowiłem, że będę tylko malował. Na początku byłem zafascynowany komedią dell’arte, przenosząc ją w swoich pracach na polski grunt. Potem przeszedłem od „Postaci” do „Głów”. To z twarzą człowieka można nawiązać głębszą relację. Były to twarze zmultiplikowane i mocno uproszczone. Malowałem na dużych formatach. Cykl „Pejzaże” opowiadał o mojej fascynacji przestrzenią, ale tę przestrzeń starałem się bardzo uogólniać. Nie raz wydają się prawie puste, albo odnoszą się do niemalże nieskończonych oceanów. Prawie białe. Był też cykl „Kompozycje”. Ale to było dawno. Teraz żyję tą wystawą. Cieszę się, że powstał kolejny etap, od którego odbiję się dalej. Sam jestem tego ciekaw.

G.T.S. – W Pańskich obrazach bardzo ważna jest materia. W pracach, które widzimy na wystawie możemy wręcz powiedzieć, że są „mięsiste”. Farba jest grubo kładziona. Używa Pan szpachli.

R.G. – Sprawa jest prosta, bo ja zawsze wychodzę z założenia, że każda technika malarska, czy to olejna, czy akwarelowa, czy akrylowa, ma swoje odmienne cechy. Za pomocą tych cech można uzyskać pewne środki wyrazu. Formalne. W malarstwie akrylowym wręcz zafascynował mnie kolor. W olejnym te kolory są inne, mniej intensywne. I właśnie wtedy zacząłem się zastanawiać, czy ten akryl nie nadał się do malowania „grubo”, in pasto. I żeby ta farba „nie podszywała się” pod malarstwo olejne. Należy rozróżniać te techniki. Zauważyłem, że akryl ma swój „kanał”, który można rozwinąć. Zacząłem nakładać go „grubo”, nawarstwiać, a on zaczął się mieszać sam ze sobą na podobraziu. Zaczęły wtedy powstawać ciekawe kolory. Polubiłem tę technikę, chociaż do tej pory malowałem olejami.

G.T.S. – Czym się Pan inspirował malując te obrazy? Są one, można powiedzieć, „rozedrgane”, ukazując ogromną wrażliwość artysty. To nie odwoływanie się do kompozycji i tematów, być może bardziej inspiruje widza do powoływania własnych światów. Jakie są więc te Pańskie „światy”?

R.G. – Szczerze mówiąc, jest to żywioł mieszania farby. Obserwowałem jak tworzy się nowe kolory. Kierunkowałem się w stronę różnych tonacji i starałem się to bardziej rozwinąć. Jest to oczywiście zupełnie formalna strona mojego malarstwa.

G.T.S. – Może inspirował się Pan jakimiś czynnikami zewnętrznymi, może słuchał muzyki? Mimo stosowania, jak Pan mówi „zabiegów czysto formalnych”, z prac emanuje coś bardzo osobistego.

R.G. – No cóż, podświadomość wychodzi zawsze. Kiedy maluje się intuicyjnie, zaczyna wychodzić to, co zalega nieraz bardzo głęboko w podświadomości. Bardzo jestem ciekawy, jak ta wystawa będzie odbierana. Poszedłem w niej trochę „na żywioł” po raz pierwszy od dawna. Wiele lat byłem dydaktykiem na uczelni (Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej – Katedra Sztuk Wizualnych -przyp. G.T.S.) i nie pozwalało mi to na tak pełne oddanie się twórczości własnej jak bym tego chciał.

G.T.S. – Właśnie przy tej okazji chciałabym zapytać Pana o tę ścieżkę dydaktyczną.

R.G. – Miałem zajęcia z kompozycji ze studentami czwartego roku architektury oraz z rysunku i malarstwa drugiego roku architektury. U architektów należy wykształcić pewnego rodzaju wyobraźnię przestrzenną, którą potem mogą przekształcić w projektowanie architektoniczne. Niestety zajęć artystycznych jest na architekturze coraz mniej, ale cóż wiele uczelni kształcących architektów w ogóle zrezygnowało z edukacji artystycznej.

G.T.S. – To trochę się zmieniło. Na samym początku istnienia Politechniki w Gdańsku jej główny architekt, profesor Albert Carsten postawił nawet szklarnię dla roślin, które potem studenci mogli rysować, projektując detale architektoniczne.

R.G. – Umiejętność rysowania dla architektów jest bardzo ważna. Obecnie tworzą oni swoje projekty wyłącznie komputerowo, ale dobrze narysowane szkice koncepcyjne zawsze robią wrażenie na inwestorach.

G.T.S. – Teraz, kiedy nie zaprząta już Pana praca dydaktyczna, może się Pan poświęcić własnej twórczości. Muszę więc zapytać o plany na przyszłość. Rozumiem, że ta wystawa to jeden z pierwszych kroków.

R.G. – Zamierzam rozwijać się w dwóch kierunkach. Realizuję projekt, w którym wprowadzam kolor do przestrzeni, gdzie instalacja ma właśnie bardzo mocno działać kolorem. Drugi z kierunków jest już zasygnalizowany na aktualnej wystawie. Chciałbym, paradoksalnie, rozwinąć jedną z prac prezentowanych na wystawie w kierunku tematycznym. Na ekspozycji jest jeden obraz, który pozornie nie pasuje do reszty. Jest, można powiedzieć, bardziej kosmiczny. Jest w odróżnieniu od innych prac malowanych gładko. Zaczyna mnie fascynować ta przestrzeń, kosmos, który nas otacza.

G.T.S. – Zostaję mi życzyć Panu spełnienia tych planów artystycznych i wielu dalszych sukcesów.

 

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd